Zapraszam cię do krótkiego doświadczenia:
Weź kartkę i długopis. Zatrzymaj się na chwilę i przypomnij sobie wszystkie momenty zakochania w życiu, poczuj na moment ten smak eliksiru zwanego romantyczną miłością.
Przypomnij sobie to uczucie w ciele.
Gdzie Twoje ciało je zapamiętało?
Możesz wypisać sobie na kartce imiona 3-5 osób, w których zdarzyło ci się w życiu zakochać.
Przywołując te wspomnienia do odczuć w ciele…
Jak byś opisał/ła ten stan w kilku słowach?
Napisz sobie na kartce 3 symptomy,
po czym rozpoznajesz ze się właśnie zakochujesz?
Jakby ktoś rzucił czar?
Obsesja?
Upojenie?
Ekstaza?
Nabrzmiałe serce?
Wzrost energii?
Poszerzenie?
…
Znasz to?
Czy nie przypomina ci to czegoś?
Zupełnie nagle bez użycia zewnętrznej medycyny zostajesz przeniesiony z codziennego przeżywania rzeczywistości do czasem nawet dalece odmiennego stanu świadomości,
do transcendentalnego połączenia z czymś większym, pełnym energii, przepływu, życia.
Moc tej Miłości przenosi nas w inne wymiary.
Wznosi nas na poziomy intensywnego przeżywania, często również pełne dramy i szybkich zmian emocjonalnych,
a czasem spadamy z tych wysokości na łeb na szyję
(większość z nas tam kiedyś była, prawda?)
Ostatnio zaciekawiła mnie teza jednej z cenionych przeze mnie nauczycielek Araminty Barbour.
Twierdzi ona, że kultura zachodu w momencie, kiedy odłączyła się od duchowości i połączenia z boskością,
w czasach kiedy bycie osobą wierzącą, duchową, religijnym/ną, bywa tematem tabu,
w czasach kiedy magia również stała się tematem niedorzecznym, “nieuznawanym przez naukę” więc nie istnieje…
kiedy mistycyzm bywa zaniesiony na obrzeża społecznych norm…
Kiedy to co niewidzialne jest uznawane za nieistniejące…
Boskość jest jednak bardzo inteligentna i nie daje o sobie zapomnieć.
W tym konsumenckim, bardzo umysłowym, patriarchalnym świecie potrafiła ukryć swoja iskrę 🙂
Esencja i pamięć mistycyzmu w mainstreamowej kulturze zachodu przetrwała właśnie
w uczuciu romantycznej miłości.
Przytaczając np. Stwierdzenie o “poszukiwaniu drugiej połówki” możemy w tym dostrzec ludzką tęsknotę za byciem Pełnią.
Za zintegrowaniem tych części siebie, które podziwiam w kimś innym.
Używając zewnętrznej baśni o wymarzonych ukochanych jako transcendentalnej medytacji w stronę samopoznania, w stronę poznania swojej Jedni.
Kultura zachodu nie zrezygnowała ze stanu Jedni, ukryła ją w nieświadomym, w cieniu- w stanie ZAKOCHANIA.
Można powiedzieć, że pod jego przykrywką wręcz ją kultywuje. W filmach, w popowych serduszkach i obchodach dnia Walentynek, w książkach i pomysłach na destynację ku życiowemu spełnieniu.
Araminta twierdzi, że stan Zakochania jest ewolucyjnym nośnikiem impulsu do połączenia z Boskością, z Transcendentnym Ja.
A rozwijając temat cienia…
Zakochuję się w pewnych aspektach siebie, które jeszcze nie zostały we mnie zintegrowane, sPEŁNIONE.
I tym samym deleguję poczucie Jedni na zewnątrz.
Niezwykle niesie mnie to unaocznienie.
I z takiego miejsca Inspiracji pragnę wejść w celebrację tegorocznego Święta Miłości, które się zbliża.
I przywoływać wszystkie kawałki mnie, które tak rozkosznie ukochuję na zewnątrz.